Skosy, teksturki i inne bzdurki, czyli rozważania o zasadności

Witam ponownie. W tej lekcji chciałem poruszyć bardzo istotną sprawę, a mianowicie stosowanie w fotografii ślubnej różnorakich zabiegów aby zdjęcie upiększyć, udziwnić, czy też w ogóle zmienić jego zwyczajowy odbiór. W ciągu ostatnich paru lat wraz z dynamicznym rozwojem fotografii ślubnej (który to jest ściśle powiązany z rozwojem fotografii cyfrowej) przestała fotografom wystarczać zwykła poprawność zdjęcia. W sumie nie byłoby w tym nic złego (sam upieram się, że zdjęcie nie zawsze musi być poprawne) gdyby nie metody szukania nowych dróg. Rynek zalała rzesza ludzi z aparatami, którzy to wyczyniali dziwne rzeczy, byle tylko ich zdjęcia wyglądały inaczej. Wszelkimi dostępnymi metodami próbowali upiększyć, lub odmienić swoje foty aby móc wyróżnić się z tłumu. Początkowo warsztat był mizerny więc i efekty nie były porażające: owalnonagrobkowe białe winietki, miejscowe desaturacje, blurowanie, itp.. To wówczas popularne stały się czarno-białe zdjęcia z czerwonooczojebnym bukietem (sugerującym, że w całym obrazie to właśnie pęk badyli ma kluczowe znaczenie), tudzież inne odmiany tego typu grafik. Z czasem, kiedy pojawiły się pieniądze, modne stało się posiadanie fisha i nagminne go nadużywanie (wystarczyło tylko taki obiektyw założyć na aparat i już się miało „inne” zdjęcie). Również z powodu nadwyżki środków płatniczych, ale i z chęci posiadania, modne stały się ultrajasne stałki używane z pełnymi otworami przysłony nawet w bardzo dobrych warunkach oświetleniowych. Był to łatwy sposób na pozbycie się z tła całego trudnego do zakomponowania bajzlu. Potem  przyszła kolej na skosy (czyli niczym nie uzasadniona kompozycja skośna z obrazem lecącym w tę czy inną stronę). Do tego czasu poziom obróbki zdążył się już wywindować na wyższy poziom. Wcześniejsze zabiegi zostały okrzyknięte kiczem a ich miejsce zajęło tonowanie, nakładanie tekstur, różnorakie wersje HDR i Bóg wie co jeszcze. Modne stało się również epatowanie treścią której nie ma: tworzenie wymyślnych, pochwalnych zdjęć butom (tak jak by były czymś więcej niż tylko zdolnie uformownym kawałkiem skóry chroniącym stopy przed kontaktem z matką ziemią), czy też gloryfikowanie bielizny panny młodej (ciekawe skąd taka dyskryminacja wobec bielizny pana młodego). Ten proces wymyślania coraz to nowszych dziwaczniejszych technik wciąż trwa i rozwija się na potęgę i chwałę Mordoru.

Zanim jednak za głoszenie prawdy zaczniecie jeździć po mnie jak po burej suce, chciałem się przyznać bez bicia, że sam popełniałem niektóre z powyższych błędów, a i dziś zdarza mi się iść na łatwiznę;). W tych wszystkich „metodach tworzenia atrakcyjności obrazu” nie było by nic złego, gdyby nie sposób ich wykorzystywania. Same narzędzia w swej naturze nigdy nie są złe, ani dobre. To od fotografa zależy czy wykorzysta je mądrze, czy użyje któregoś z nich bo nie będzie miał innego pomysłu na fotkę. To jest właśnie moim zdaniem kluczowy problem. Chęć nazwania swoich zdjęć artystycznymi, czy też kreatywnymi (też tak błądziłem;)) pcha fotografa do dramatycznych wręcz posunięć. Weźmie trochę tego, trochę tamtego, zmiesza wszystko w photoshopie, poleje lukrem i z ukontentowaniem patrzy na swoje „dzieło”, nie zdając sobie sprawy, że każda z form niesie za sobą pewien potencjał ale i obciążenie. Żebyście jednak nie pomyśleli, że cała fotografia ślubna to jedno wielkie guano, trzeba otwarcie przyznać, że mnóstwo ludzi wykorzystuje powyższe techniki  świadomie i z sukcesem. Najprostszy sposób aby odróżnić dobro od zła to odpowiedź na pytanie: co chcesz w życiu robić… a potem zacznij to robić. Żartuję oczywiście. Pytanie brzmi: czy technika, której zamierzam użyć pomoże mi w podkreśleniu/wzmocnieniu tematu, treści zdjęcia, czy nada mu kolejny wymiar (myślowy, nie wizualny) czy może stanie się tylko sposobem na uratowanie nudnego obrazu, lub będzie jedyną jego treścią? No ale może starczy tego teoretyzowania. Poniżej przykłady na właściwe i niewłaściwe wykorzystanie jednego z artefaktów fotografii ślubnej – skosów.



Pierwsze zdjęcie to „typowy” kadr z zabawy oczepinowej. Dominującym tematem jest ruch. Kolejne słowa, którymi moglibyśmy opisać tę fotkę to: szaleństwo, radość, zabawa, śmiech. W kontekście tych elementów spotykających się w obrazie, przekrzywienie kadru i nadanie mu kompozycji skośnej wzmacnia jego dynamikę (zwróćcie uwagę, że nie “buduje” a “wzmacnia”). Obraz wyraźnie „leci” w lewo, jednak mężczyzna zajmujący sporą część lewej krawędzi zdjęcia oraz mężczyzna na trzecim planie w centrum kadru, poruszający się w kierunku przeciwnym do „spadania” skutecznie równoważą efekt „lecenia”. Bez nich takie kadrowanie traciłoby sens ponieważ mielibyśmy wrażenie, że za chwilę zarówno ludzie jak i krzesła zjadą w dół.


Drugi przypadek, to przykład nadużcia kompozycji skośnej, chociaż dla wielu osób może się ona wydać tutaj uzasadniona. Specjalnie wybrałem cięższy przypadek, aby udowodnić wam, że nie wszystko złoto co się świeci;). Otóż na tym zdjęciu przeciwstawiają się sobie dwa bardzo mocne skosy, jednocześnie się równoważąc. Z jednej strony widzimy, że cały kadr leci mocno w prawą stronę. Skupiając się tylko na parze młodej przeszkadza nam ich nienaturalne przechylenie. Wystarczy jednak ogarnąć wzrokiem cały obraz, aby ten przechył przestał wydał się nam naturalny, a wręcz uzasadniony. Spójrzmy na poniższe zdjęcie, aby zobaczyć dlaczego tak się dzieje i jak naprawdę przebiega linia kompozycji tego obrazu.


Linii: kolumny ołtarza – panna młoda, przeciwstawia się mocna, biegnąca od lewego górnego rogu sklepienia, aż po białą linię widoczną na posadzce. Zapytacie zapewne, że skoro cały obraz wygląda stabilnie, to czemu  jak stary pierdziel upieram się, iż taki skos jest nieprawidłowy. Chodzi właśnie o treść zdjęcia. Ono nie jest i nie powinno być dynamiczne. Zarówno ołtarz jak i akcja rozgrywająca się na nim, są bardzo statyczne. Sam gest położenia kwiatów, jest w swej naturze spokojny i pokorny. Wprowadzanie skosu (nawet bardzo zrównoważonego) nie jest niczym uzasadnione i buduje sztuczną a zarazem niepotrzebną dynamikę. Wiem, że takie przekonanie może nie trafić do każdego (w końcu wszystko tak fajnie wygląda), poniżej więc znajduje się zdjęcie już skadrowane właściwie.


Jak zatem widać na załączonych obrazkach, to czy skos będzie fajnie pracującym narzędziem, czy może nadużyciem zależy tylko od fotografa. To tymczasem borem lasem, do zobaczenia następnym razem.


UWAGA!!! Autor głosi jedynie swoje tezy w które naiwnie wierzy. Stosowanie przedstawionych tu porad w praktyce odbywa się na własne ryzyko. W trakcie pisania posta nie ucierpiało żadne zwierzę.

© Oll rajts rezerwed;)